Portal informacyjny, największa baza informacji o Darłowie, Darłówku i gminie Darłowo oraz interaktywne plany i mapy.

  SERWIS INFORMACYJNY

  INFORMACJE DLA TURYSTÓW

  BAZA NOCLEGOWA

  MAPY I PLANY

  DZIAŁ OGŁOSZEŃ

  REKLAMA

Auta Retro

REKLAMY

"Lidia" HOTEL SPA w Darłówku
"Lidia" HOTEL SPA w Darłówku

Ogłoszenia Katalog Foto galeria Mapy

 

Echo Darłowa

Amelia Łączyńska

Amelia Łączyńska - Wspomnienia, Część 3

Teraz trzeba było przygotowywać się do wyjazdu. Najprzód miałam wyruszyć sama jako forpoczta, aby rozejrzeć się w sytuacji i znaleźć odpowiednie miejsce, na którym osiadłybyśmy wszystkie trzy. Wybór kierunku padł na Wybrzeże lub Pomorze, tzn. na północ. Był to raczej jakiś irracjonalny pociąg do morza, którego piękno nas zawsze pociągało, a także sąsiedztwo Szwecji za dalekim horyzontem i zdawało się nam, że na jej spokojny brzeg będzie można dać się ponieść spienionej fali. Z dzisiejszej jednak perspektywy zdaje mi się, że był to krok nieprzemyślany decydował przecie o całej naszej przyszłości. Wybór Wrocławia byłby dla nas bardziej odpowiedni choćby z tego względu, że przeniósł się tam niemal cały Lwów, wielu naszych krewnych i znajomych i mielibyśmy stosunki towarzyskie, których nigdy już prawdziwie serdecznych nigdzie nie można było nawiązać. Za co jednak miałam jechać ? Z rabunkowej rewizji bolszewickiej przy przekraczaniu granicy w Przemyślu w roku 1940 zachował się nam przypadkowo pierścionek z brylantem (pieniądze pożyczone na weksel przed wyjazdem moim z Krakowa, gdzie schroniłam się po powstaniu warszawskim, straciły zupełnie na wartości, a jeszcze bank upominał się o ich zwrot. Żyranci musieli zapłacić). Sprzedałam zatem pierścionek i zapakowawszy do torby skórzanej po śp. Zygmuncie* wszystko co posiadałam - majątek nie przedstawiał się okazale - ruszyłam przez Warszawę do Gdańska. W Warszawie nocowałam u Krechowieckich, którym cudownie uratowało się mieszkanie ze znaczną ilością mebli (na Koszykowej). W pokoju jadalnej urządzili rodzaj hotelu dla przyjezdnych wynajmując na jedną lub kilka nocy łóżko, a raczej tapczan lub kanapę. Między tymi couchette'kami rozciągano na sznurkach prześcieradła, dzieląc pokój na małe klitki, a jedną z nich okupowała Mura Małachowska, przyjaciółka domowa i energiczna organizatorka wszystkiego. Gdy o godzinie 22:00 gaszono lampę, Mura zasypiała natychmiast i koncert chrapania zaczynał się, a był tak donośny i trwał aż do rana, że naprawdę trzeba było bardzo być spragnionym dachu nad głową, aby z tego hotelu korzystać. Niewygody jednak i braki okupione były wielką serdecznością i gościnnością Maryli Krechowieckiej i Mury. W spalonej i zburzonej Warszawie była to przystań, którą ceniono sobie bardzo. Czasem nocowało tam po kilkanaście osób. Od Krechowieckich dowiedziałam się, że Bolek Łączyński - dawny nasz praktykant, daleki kuzyn Zygmunta - wrócił ze szpitala w Moskwie, dokąd go rannego w partyzantce zawieźli i gdzie go wykurowali, a on zajechawszy do Łodzi w poszukiwaniu żony, nie zastał jej, bo wyjechała do Niemiec i wówczas wziął kurs na zachód i dotarł do Sławna na Pomorzu i tam pracuje w urzędzie ziemskim. Była to dla mnie dobra wiadomość, bo gdyby nie powiodło mi się zaczepić w Gdańsku, mogłabym szukać oparcia w Sławnie. Trudno opisać męki ówczesnego podróżowania pociągiem. Pociągi przeważnie towarowe oblegane były i zdobywane przemocą przez tłum, a potem zapełniane tak szczelnie, że mowy nie było o wciśnięciu szpilki. Dawałam napiwki kolejarzom, którzy mnie przez okna do środka podsadzali, z całej siły przepychałam się łokciami i taszczyłam nieszczęsną torbę. Trzeba się było przesiadać na różnych stacjach w nocy po ciemku, bo nigdzie lampy się nie świeciły. Wymęczona do ostatnich granic, wylądowałam wśród gruzów Gdańska. Ruiny, pustka i smutek. Tylko na targu ożywienie. Wynędzniałe Niemki prezentowały swoje przyodziewki, naczynia, a przede wszystkim poduszki i pierzyny na sprzedaż. Chciwi szabrownicy rzucali się na nie i za pół darmo wyciągali z rąk zastraszonych kobiet towar, który natychmiast odtransportowywali w głąb kraju, gdzie go sprzedawali za dziesięciokrotną cenę kupna. Zwłaszcza łakomiono się na porządne wsypy i nieraz spruwano bok jeden, wyrzucano pierze, które wiatr unosił niby płaty śniegu na ruinę i gruzy domów, a wsyp skaładano do teczki lub torby, aby go sprzedać w Warszawie.

* Zygmunt Łączyński - mąż Amelii

 

Amelia Łączyńska
Wspomnienia, cz. VII, s. 1-51. Ze zbiorów Biblioteki Kórnickiej
Darłowo, ED 3/2004

Auta Retro

strona główna

o nas

reklama

kontakt

Serwis informacyjny o Ziemi Darłowskiej

infopomorze.pl | iwczasy.pl | plan.darlowo.pl | plan.dabki.info | plan.wicie.info
mapa.gmina.darlowo.pl

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2005-2009 www.infodarlowo.pl, www.infopomorze.pl