Portal informacyjny, największa baza informacji o Darłowie, Darłówku i gminie Darłowo oraz interaktywne plany i mapy.

  SERWIS INFORMACYJNY

  INFORMACJE DLA TURYSTÓW

  BAZA NOCLEGOWA

  MAPY I PLANY

  DZIAŁ OGŁOSZEŃ

  REKLAMA

Auta Retro

REKLAMY

"Lidia" HOTEL SPA w Darłówku
"Lidia" HOTEL SPA w Darłówku

Ogłoszenia Katalog Foto galeria Mapy

 

Echo Darłowa

Spotkanie autorskie z Markiem Krajewskim

W czwartek 9 lipca o godz. 18 w siedzibie Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Agnieszki Osieckiej w Darłowie odbędzie się spotkanie autorskie z pisarzem i Honorowym Obywatelem Miasta Darłowa Markiem Krajewskim.

Przypomnę, że Marek Krajewski jest autorem cyklu kryminałów o Eberhardzie Mocku, pracowniku wrocławskiego Prezydium Policji. Na serię składają się: Śmierć w Breslau (1999), Koniec świata w Breslau (2003), Widma w mieście Breslau (2005), Festung Breslau (2006), Dżuma w Breslau (2007).

W 2008 i 2009 roku zostały wydane kolejne książki autorstwa Marka Krajewskiego. Dwie z nich p.t. „Aleja samobójców” i „Róże cmentarne” zostały napisane w duecie z Mariuszem Czubajem, antropologiem i autorem czterech książek. Natomiast trzecia p.t. „Głowa Minotaura”, której kryminalna akcja dzieje się w przedwojennym Lwowie została napisana wyłącznie przez Marka Krajewskiego. Książki kryminalne Marka Krajewskiego oraz obu autorów można nabyć w darłowskiej księgarni „Hit” przy ul. Kowalskiej.

Warto wiedzieć, że w książce p.t. „Róże cmentarne” akcja powieści dzieje się w Gdańsku, Darłowie, Jelitkowie i Władysławowie, podczas upalnego lata.

Nadkomisarz Jarosław Pater przygotowuje się do wakacyjnego wyjazdu z atrakcyjną kobietą, kiedy dostaje wezwanie do zbadania dziwnej sprawy: W tartaku pod Wejherowem znaleziono zmumifikowane zwłoki nieznanego mężczyzny. Co gorsza, równocześnie okazuje się, że nad morzem przebywa najprawdopodobniej seryjny morderca, który powtarza zbrodnie sprzed lat. Po ostatnim zabójstwie napisał do policji, że jedzie „pooddychać jodem”…
Pater rozpoczyna śledztwo, w którym przyjdzie mu opuścić rodzinne Trójmiasto i odnaleźć się w układach i układzikach rządzących małymi miejscowościami wypoczynkowymi. Zapracowany nadkomisarz musi zwodzić obietnicami rozdrażnioną towarzyszkę. Okazuje się, bowiem że odkryta właśnie zbrodnia przypomina zabójstwo, którego sprawcy nie zatrzymał kilka lat temu. Czy tatuaż, który miały wszystkie ofiary, będzie kluczem do rozwiązania tej zagadki?
Recenzent Zdzisław Pietrasik z tygodnika Polityka tak pisze o książce „Czyta się ten kryminał bardzo dobrze, intryga wciąga, podobać się mogą również dowcipne odniesienia do polskiej rzeczywistości, zarówno do bieżącej polityki jak i popkultury”.

Dziennik „Rzeczpospolita” na ten sam temat pisze: „Mimo współczesnego sztafażu rozpoznajemy niezawodne chwyty Krajewskiego, za pomocą, których kreował duszne, niepokojące klimaty w Breslau. Jędrne słownictwo na przemian z uwagami lingwistycznymi. Mnogość charakterologicznych dewiacji i potworności. Do tego dużo alkoholu, kac i migrena”

Lubisz mroczne tajemnice? Ciekawość narastającą z każdą stroną? Współczesne realia i bohaterów do złudzenia przypominających ludzi, których mijasz codziennie na ulicy? Jeśli tak, to Aleja samobójców, pierwsza wspólna powieść Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja, jest dla ciebie. Poznaj, zatem nadkomisarza Patra - policjanta z polonistycznym zacięciem, znawcę futbolu i hazardzistę.

Jest początek upalnego lata 2006 roku... W jednym z apartamentów luksusowego domu seniora Eden pod Gdańskiem znaleziono zwłoki pensjonariusza na wózku inwalidzkim. Mężczyzna został brutalnie zamordowany i oskalpowany. Tej samej nocy znika bez śladu inny mieszkaniec Edenu - profesor specjalizujący się w ranach symbolicznych... Zbieg okoliczności? Całą sprawę niemal natychmiast przejmuje ABW. Tylko przypadek sprawia, że nadkomisarz Pater pojawia się na miejscu zbrodni pierwszy. Mimo wyraźnego zakazu podejmuje śledztwo na własną rękę. Prawda okazuje się porażająca. Co się stało z zaginionym? Sytuację komplikuje wzajemna niechęć między nadkomisarzem a dyrektorem "Edenu", doktorem Lieblingiem, oraz traumatyczne wspomnienia Patera.  Fragment książki:

„Pater pochylił się nad dłońmi trupa, wsuwając głowę w gęsty snop słonecznego światła. Oświetlało ono leżący obok ciała potężny cynowy puchar. Oblepiony był krwią, na jej powierzchni były pojedyncze siwe włosy. Pater poczuł wtedy na czole - po raz pierwszy dzisiaj - lepkie, zimne strugi. Poczuł coś jeszcze: zapach dobrze znany z głębokiej podstawówki, gdy założył się z kolegami z klasy, że wypije tubkę kleju "Hermol". Bruzdami czoła popłynęła kropla, błysnęła w słońcu i rozprysła się obok połączonych dłoni denata"

Kierowca corolli wyciągnął rękę i nacisnął guzik domofonu z napisem „Dom seniora”. Brama uchyliła się z lekkim skrzypieniem. Po chwili za szybami toyoty wyrósł potężny dwuskrzydłowy budynek z szerokim podjazdem. Auto zatrzymało się przed wysmukłymi kolumnami z piaskowca. Spomiędzy kolumn podjazdu wyskoczył niewysoki zażywny czterdziestokilkulatek w nieskazitelnie białym fartuchu. Starannie wygolony zarost na jego twarzy mienił się sino - Dzień dobry! - krzyknął mężczyzna w lekarskim kitlu. - Czy mam przyjemność powitać nadkomisarza Patera? - Ani „dobry”, ani „przyjemność”, ani „Patera” - powiedział cicho szpakowaty mężczyzna.”

Świetnie skonstruowana fabuła i intrygujący styl sprawiają, że debiut spółki Krajewski i Czubaj wypada znakomicie. Przekonaj się, co o ciemnej stronie współczesnej Polski mają do powiedzenia najwybitniejszy dziś w kraju twórca powieści kryminalnych i znakomity znawca tego gatunku.

Te powieści można również kupić na CD w wersji czytanej przez autorów, lub lektora.
Fragment powieści „Głowa Minotaura” Lwów, poniedziałek 9 maja 1939 roku, godzina piąta rano:

„Nad Starym Rynkiem wstawał świt. Różowy blask wdzierał się między nędzne budy, w których baby zaczęły ustawiać swe kociołki z barszczem i pierogami, osiadał na bańkach z mlekiem, które żydowski handlarz targał na dwukołowym wózku z mleczarni Estery Fisch, i załamywał się na daszkach kaszkietów baciarów, którzy stali w bramach i nie mogli się zdecydować, czy pójść spać, czy czekać na otwarcie pobliskiego szynku, gdzie mogliby zaspokoić bombą piwa palące poalkoholowe pragnienie. Poblask jutrzenki układał się na sukienkach dwóch dziewczyn, które – nie doczekawszy się w nocy żadnego klienta – milcząc, wracały ze swoich stanowisk na Mostkach, by zniknąć w bramach przy Mikołajskiej i Smerekowej, gdzie w ubogich izbach wynajmowały łóżko z parawanem. Mężczyznom, zmierzającym w pośpiechu przez Wysoki Zamek do fabryki wódek Baczewskiego, różowe światło świeciło prosto w oczy, lecz oni je ignorowali, wbijali wzrok w brukowaną jezdnię i przyśpieszali kroku, a od ich szybkich ruchów szeleściły torebki z chlebem i cebulą, które trzymali w dłoniach.” I nieco dalej: „W tej dzielnicy policjanci nie wzbudzali respektu. Bywały czasy, że musieli chodzić środkiem ulicy, aby uniknąć wciągnięcia do bramy i pobicia. Toteż posterunkowy z komisariatu III ucieszył się, widząc Pirożka, zasalutował mu i przepuścił do apteki. Podkomisarz wiedział, dokąd ma iść. Skierował się za ladę apteczną, na której stał przestarzały telefon, przeszedł przez ciemną sień, potknął się o skrzynkę, w której leżała zardzewiała waga apteczna, i wszedł do kuchni mieszkania na tyłach, zajmowanego przez aptekarza i jego rodzinę. O ile aptekarz, pan Adolf Aschkenazy, zachowywał się – zgodnie z przewidywaniami Pirożka – bardzo spokojnie, o tyle jego żona nie miała w sobie nawet kropli jego zimnej krwi. Siedziała przy stole, szczupłe palce wciskała w papiloty, otaczające jej czaszkę jak czapka narciarska, i głośno zawodziła, potrząsając głową. Jej mąż obejmował ją ramieniem i podsuwał pod usta szklankę z naparem waleriany, jak można było poznać po zapachu. Na ogniu podskakiwał czajnik. Para zasnuwała okna, co uniemożliwiało podglądanie jakiemuś gapiowi, którego nie przepędził posterunkowy na zewnątrz. Zaduch był dławiący. Pirożek zdjął kapelusz i otarł czoło. Pani Aschkenazy wpatrywała się w niego z takim przerażeniem, jakby ujrzała diabła, nie zaś rumianego, zażywnego i wzbudzającego ogólne zaufanie funkcjonariusza. Pirożek mruknął słowa powitania i odtworzył w pamięci rozmowę telefoniczną, jaką przeprowadził z panem Aschkenazym pół godziny temu. Aptekarz opowiedział wtedy wszystko bardzo spokojnie i szczegółowo. Pirożek nie musiał go, zatem pytać teraz o to samo, i to w dodatku w obecności wystraszonej żony i przyklejonego do szyby ciekawskiego. – Gdzie jest wyjście na podwórko? – zapytał Pirożek. – Przez sień i do końca, panie pulicaj – nieoczekiwanie odpowiedziała pani Aschkenazy. Pirożek, nie zastanawiając się nad nagłą aktywnością aptekarzowej, wszedł z powrotem do ciemnej sieni. Przez drzwi obok słyszał głośne pochrapywanie. Pewnie małe dzieci, pomyślał, one zawsze mają mocny sen, którego nie przerwie nawet panosząca się wokół śmierć.

Błotniste podwórko zabudowane było z trzech stron. Od ulicy oddzielał je żelazny parkan, do którego dostępu bronili posterunkowi. Dokoła stały dwupiętrowe odrapane budynki z wewnętrznymi galeryjkami. Na szczęście większość mieszkańców spała. Jedynie na pierwszym piętrze siedziała siwa kobieta na stołeczku i nie spuszczała oczu z przodownika Józefa Dułapy, który stał nieopodal wychodka i palił papierosa. Wyszedłem za potrzebą, Pirożek odtwarzał w myślach telefoniczną relację Aschkenazego, i znalazłem w ustępie coś strasznego. – Dzień dobry, panie komisarzu – powiedział Dułapa i zdeptał butem niedopałek. – Co wy robicie, Dułapa! – krzyknął Pirożek, aż staruszka podskoczyła na galeryjce. – Tu jest miejsce zbrodni! Naplujcie na peta i do kieszeni! Nie zamazujcie mi śladów, do jasnej cholery! – Tak jest! – odpowiedział Dułapa i zaczął szukać niedopałka pod nogami. – Gdzie to jest? – Pirożek, kiedy to powiedział, poczuł niesmak. Nie powinien mówić o martwym człowieku „to”. – No, gdzie jest ciało? – poprawił się. – Nie ruszaliście go przypadkiem? Pokazać palcem i dawać mi latarkę! – W ustępie, niech pan komisarz uważa. Leżą tam bebechi – szepnął przodownik zaniepokojony i dodał jeszcze ciszej, wręczając mu latarkę. – Panie komisarzu, bez urazy, ali to straszna sprawa. Jak raz dla komisarza Popielskiego.

Pirożek nie obraził się. Uważnie zlustrował wilgotną, czarną ziemię, aby nie zadeptać jakichś śladów. Potem podszedł do ustępu i otworzył drzwi. Smród odebrał mu oddech. Widok, jaki ujrzał w różowym świetle świtu, zaburzył mu jasność widzenia. Komisarz kątem oka dojrzał, jak staruszka wychyla się mocno za barierkę, chcąc zajrzeć w głąb wychodka. Zatrzasnął drzwi. – Dułapa – powiedział, wciągając do płuc zepsute powietrze – usuńcie z galerii tę starą. Przodownik poprawił haftkę krępującą kołnierz i ruszył z groźną miną w stronę schodów. – No, drypcia – krzyknął do kobiety – na chawiry, ali już! – Człowiek za potrzebą wyjść nie moży! – wrzasnęła kobieta, ale posłusznie schowała się do mieszkania, przezornie zostawiając stołek na galerii. Pirożek otworzył jeszcze raz drzwi i oświetlił bladą bryłę leżącą w ustępie. Ciałko dziecka było tak przekrzywione, jakby ktoś próbował wcisnąć jego główkę pod kolano. Włosy na czaszce były rzadkie i poskręcane. Skóra policzków wzdymała się pod naporem opuchlizny. Na progu leżały jelita, których śliską powierzchnię pokrywały nieregularne strumyki krwi. Całe ciało pokryte było strupami. Podkomisarz miał uczucie, jakby jego krtań stała się czopem blokującym oddech. Oparł się o otwarte drzwi. Nigdy czegoś takiego nie widział. Chore, kostropate, połamane dziecko. Ma, na oko, nie więcej niż trzy lata. Wyprostował się, splunął i jeszcze raz spojrzał na ciało. To nie były strupy. To były rany kłute”.

 

L. Walkiewicz
Darłowo, ED 7/2009

Auta Retro

strona główna

o nas

reklama

kontakt

Serwis informacyjny o Ziemi Darłowskiej

infopomorze.pl | iwczasy.pl | plan.darlowo.pl | plan.dabki.info | plan.wicie.info
mapa.gmina.darlowo.pl

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2005-2009 www.infodarlowo.pl, www.infopomorze.pl